Dla otrzymania odpowiedniej konsystencji wywaru z myśli, zaleca się dodanie do niego “Tatuaży z buszu” PRZED poniższym tekstem.
Toczy się mechaniczna puszka syntetycznego stworzenia, przecinając promienie światła muskające powierzchnię ulicy w miejscach w których wypłynęły spomiędzy zwartej ściany polimerów pokrywających ściany monumentalnych budynków, służących za tkankę kostną naszego zatopionego w sieci AR miasta.
Patrolujemy okolicę.
Wyciągam nogi w fotelu, pucha prowadzi się sama, w tym aspekcie Melon i ten jego cały Edison nie zawiedli. Gorzej z wygodą, ekoskóra trzeszczy zrzędliwie przywodząc na myśl półświadomy toster robiący mi wyrzuty za każdym razem, gdy obżeram się na noc. Zawiła architektura fotela wchodzi nieprzyjemnie w tyłek.
-A by to twaju mać. -klnę pod nosem, przekładając ciężar ciała na lewy półdupek.
-Nie może być nam zbyt wygodnie Stazju -uśmiecha się pod nosem Nina, poprawiając czarny, opadający jej na oczy kosmyk -Posnęłybyśmy przy 8 godzinach patrolu. -kończy nie odrywając wzroku od książki.
Książki.
Full papier&retro. Zaraziła się tym. Jest o czymś zabawnym, przed oczami przelatują mi jej AR-owe emotki uśmiechniętych szczeniaczków.
Pieprzony fotel.
Garść ulic i przekładania pośladków dalej, zastajemy osobliwy widok – kilkanaście leżacych plackiem na chodniku ciał. Ciała żyją, oddychają i nawet coś tam krzyczą w obronie swych praw, podczas, gdy spacerujący, trzymający poziom lud omija je szerokim łukiem.
-Okej Pucha, zawyj syreną i się zatrzymaj -wydaję polecenie samochodowi. Zataczamy łuk w kierunku leżących zadymiarzy, a jeden z nich widząc to, pośpiesznie wstaje i wytrzepując brązową marynarkę, podchodzi śmiałym krokiem w stronę radiowozu.
Puk, stuk w szybę.
Opuszczam okno, stale utrzymując kontakt wzrokowy.
-Dzień dobry! -zaczyna przedstawiciel ludu strajkującego – W czym mogę Paniom funkcjonariuszkom służyć? -pyta z pewnością w głosie, wysłając jednocześnie emotki sługi uniżonego.
-Chciałabym wymienić niewygodny fotel. -mówię sucho.
-Co? -otwiera oczy, zbity z tropu. Emoty pękają jak bańki mydlane.
-Ojej, co Pan taki poważny -wtrąca się wyrastająca mi na ramieniu Ninka -Koleżanka się droczy. Nie mamy w systemie żadnego zgłoszenia o manifestacji w tym miejscu.
-Spontaniczne nieposłuszeństwo obywatelskie, proszę Pani! -odpowiada, dumnie wypinając pierś. -Leżący protest!
-mhm -mruczy mi nad uchem dziewczyna -a dlaczego tak?
-Dlaczego jak? Na leżąco?
-Ta.
-A bo to oczywiście, proszę Pań funkcjonariuszek, idealny stejtment naszej wielkiej sprawy! -zaczyna. -Proszę pomyśleć, człowiek prawdziwie wolny być może jedynie w pozycji leżącej. Przez całe życie ktoś mówi nam co zrobić ze swoim ciałem. Najpierw w szkole, a później w pracy siedzieć, na uroczystościach Bóg wie jakich stać, a leżeć? Parę razy u doktora leżałem to prawda, ale niczym to jest w prównaniu do innych pozycji, nawet te małe dzieci, których rodzice wprowadzili lóżkową godzinę policyjną, nie mają w istocie spoczywać, a spać. I gdyby tylko posiadły umiejętność spania na stojąco, to z pewnością większość rodziców przymknęła by oko na tę dziwną niedogodność. W związku z tym, protestowaliśmy w obronie wolności leżąc. -zakończył na krawędzi wzruszenia.
-Wolność, wolność -odpowiedziałam powoli ważąć słowa -i ja to szanuję. -zaczynałam dostrzegać pewną fantomową nić porozumienia z naszym rozmówcą.
-A o czym jest ta wasza dzisiejsza, czwartkowa wolność? -drążyła nadal Nina.
-No jak to o czym?! -oburzył się nagle mężczyzna. -Proszę Pani, tu chodzi o prawo do NIEunieśmiertelnienia!
Fantomową nić porozumienia napalm trafił.
Dziewczyna na ramieniu prostuje się z ciekawości.
-Macie na myśli tę nową ustawę, ta? -wtrącam.
-Oczywiście. Zmuszanie do przepisania naszych ciał na genetyki niepodatne na procesy starzenia jest absolutnie niedopuszczalne.
-Czym się przejmować, luźne rządowe rozmowy póki co. Zresztą szansa, że zostaniecie wylosowani jako pierwsi jest raczej niewielka. -wzruszam ramionami.
-A co wam w tym unieśmiertelnianiu tak przeszkadza? -kontynuuje zainteresowana czarnowłosa.
-Nuda. -odpowiada najnowszy krzyk mody, brunatna marynarka i kraciaste spodnie.
-No tak, ja też się czasami nudzę -zaczyna Ninka – ale Pan pomyśli, będzie miał czas na te wszystkie książki, na gry, na zajęcia jakiekolwiek. Czasu, którego zawsze ludziom brakowało.
-Każda historia się kiedyś nudzi, przestaje wchodzić pod skórę tym samym dreszczem. Możemy jej nadać inną powłokę, ale szkielet dość szybko zacznie się powtarzać. -wbija wzrok w chodnik -mam ledwie czterdzieści dwa lata, a już to po mnie idzie, pełznie apatia wiecznego deja vu. To nie jest wieczność, to tortura. -kończy spluwając między stopy.
-Wyliczeń chyba nie słyszał. -odwracam się do kochanej -Ta wieczność to taka z datą ważności.
-Jaką datą ważności? -pyta nachylający swoją sylwetkę do okna, mężczyzna.
-Całe dziewięć tysięcy lat. -grzmię radośnie, głosem zachwalającego produkt telemarketera -Tak nam to policzyli. Średnio dziewięć tysięcy lat wieczności, a później śmierć z powodu doganiającego nas prawdopodobieństwa katastrofalnego wypadku.
-Proszę Pani, to straszne! -marynarce wraca oburzenie. Krew napływająca pod wpływem złości, maluje jego policzki na ciekawsze od brązowego kolory.
-Pan się zdecyduje czy Pan chce tę datę, czy jednak nie… -dodaje Ninka.
-Zgon w katastrofie Pań nie niepokoi?
-Niepokoi każdego dnia wsiadając do puchy. Prawdopodobieństwo nie idzie na spacer, gdy zauważy, że pociągnę jedynie do dziewięćdziesiątki. Jesteśmy trofeum świata możliwości leżąc zarówno na chodniku jak i w łóżku. -kończę nie wycierając uśmiechu z ust.
-Wyrachowana poetka śmierci.
-Mów sobie mój drogi co chcesz. Na koniec dnia to nie o nieśmiertelności chodzi. Wylogować się możesz w dowolnym momencie, powiedzmy po czterech tysiącach lat. Pieprzyć nieśmiertelność, umrzyj, jasne, ale wtedy kiedy będziesz chciał, zamiast musiał.
-A teraz jeszcze cywilizacja śmierci.
-Cywilizacja wyboru. -syczy wyraźnie zirytowana już Nina.
Marynara stygnie. Prostuje ukryte pod nią ciało, patrzy gdzieś w przestrzeń procesując myśli bytów białkowych. Dłonie kluczą po materiale w poszukiwaniu kieszeni z których szybkim ruchem wydobyta zostaje elektroniczna faja. Wdech, wydech,
Dym.
Patrzę mu w oczy, tak puste i nieludzko nieobecne, jakby straciły niewidoczny skarb, nigdy się z tym nie godząc. Co skłania człowieka do odebrania sobie prawa wyboru. Nie poznałam jeszcze odpowiedzi.
-Nadal nie rozwiałyście wątpliwości. -mówi nie odrywając wzroku od pejzażu ulicy -Rozmawiały Panie kiedykolwiek z kimś starym, wyjątkowo wiekowym? -pyta i nie czekając na naszą odpowiedź, dodaje:
-Setka, sto dziesięć i większość ma dość. Wszystko męczy, natura nie przewidziała byśmy ciągneli dłużej. -znowu się zaciąga -Z pojemnością pamięci też problem, przypuszczam, że po dwustu wiosnach zapomnicie własne dzieciństwo. -wypluwa słowa obleczone obłoczkami dymu.
Czarnowłosa przygryza wargę, myśli intesywnie. Przekłada balans z prawej na lewą, też ja męczy ten cholerny fotel.
-Wiem! -wybucha -Pan techu nie docenia.
-Czego dokładnie? -pyta rozmówca, podnosząc jedną brew.
-Niepochamowanej zdolności technologii do rozwiązywania ludzkich problemów.
-Ha! Niepochamowanej, tak -krztusi wyraźnie rozbawiony -żarty coraz lepsze się was trzymają.
-Total powaga -odpowiada Nina, zrzucając zwinnymi słowami swoją codzienną maskę naiwnej dziewczyny -Zaczął Pan od nudy, od zmęczenia przygodami życia i zapchanej pamięci, rozumiem, ale proszę mi powiedzieć, na jakie buty będzie moda w następnym sezonie?
-Skąd ja mam to wiedzieć?
-Skąd Pan ma to wiedzieć -powtórzyła dziewczyna z przekąsem. -Ja też nie wiem, nie mówiąc o zdolności do przewidzenia zmian jakie zajdą w naszym, ziemskim świecie, nie po tysiącu, a stu latach progresu.
-Wyczuwam w was ten młodzieńczy rodzaj bezczelnego optymizmu.
-Wykalkulowanego -poprawia czarnowłosa -od dwustu lat, wbrew powszechnej opinii, żyje nam się coraz lepiej. Dłużej, dostatniej i zdrowiej. Niestety nie widzimy tego, co dostrzega naga statystyka.
-A co Pani statystyka ma do zaproponowania już dzisiaj? Bez futurystycznych hazardów? -pyta kpiąco, patrząc przez ramię na wciąż poległych towarzyszy protestu.
-Nic.
-Nic?
Bierze Ninka głeboki wdech, strzela palcami i wypala:
-Przepisze Pan sobie szlaki przyjemności, lub pamięci i gotowe.
Marynara blednie, cofając ciało dwa kroki w tył, celem stworzenia między nami strefy buforowej, niepenetrowalnej dla jadowitych idei.
-Matko jedyna… -syczy na granicy słyszalności.
-Ja wiem, wiem -kontynuuje dziewczyna -drogie to, koncesję trzeba dostać, chirurgowi pod stołem zapłacić…
-Ekhm, Nina. -wtrącam, wyrwana z oceanu myśli.
-Bójcie się bogów! -sapie mężczyzna.
-Których, mój drogi? -pytam.
-A może i tych waszych bogów technologii, którzy chcieliby mnie zabić.
-Nikt Pana nie zabije. -Ninka wysyła przyjazne emoty. -Nie zacznie Pan nagle biegać na czworaka jedząc kocimientkę. Weźmy na przykład wasz ulubiony film. Ile razy go widzieli? Pięć? Dziesięć? Dobry jest, ale po tysiącu lat z pewnością się znudzi.
-Ta.
-Właśnie. Wtedy bierzemy Pana na warsztat, przestawiamy w neuro co trzeba, tak by Pan pamiętał, że to jego ulubiony film, ale nie pamiętał filmu samego w sobie, lub podkręcamy dopaminę podczas jego oglądania i gotowe. Przez tysiąc lat siadacie na tyłku, chłonąc Kevina z taką samą radością co za pierwszym razem. To się nie nudzi.
-Straszne. -krzywi się marynara -Nie chcecie mnie zabić, a gorzej, zamienić w sztuczną kopię samego siebie.
-Mhm -kiwa głową Ninka -czyli, że operacje złe, ale jak w pół roku urósł Panu w czaszce wapniak, przez którego posmakowały ogórki kiszone, to już “ja sam”, natura i kwiatki?
-Czekaj, mówisz, że mam guza?
-Na socjalu widzę, że lubicie dużo solić i często leżeć -mówi czarnowłosa, skupiając uwagę na soczewkach z wyświetlaczem -mikrowylewik spodziewany.
-Muszę powiedzieć rodzinie… -dyszy ciężko mężczyzna, wypuszczając z rąk cyberfajkę.
-Oczywiście, jeżeli mowa o rodzinie, to uczucia do żony też możecie podciągnąć, gwarantuję dwa tysiące lat ekscytacji pierwszych randek! -sypią się z Ninki AR-owe iksdeki.
-Wiecznie piękni, wiecznie młodzi, wiecznie zakochani. Gdzieś to już słyszałam. -myślę głośno.
-Czarownice…
Łapie mnie nagła irytacja na ten cały technologiczny defetyzm, a najbardziej na tyłek mój obolały i grzywkę oklapniętą. Następnym razem idziemy na patrol pieszo, moja droga.
-Wiesz kochany, powiedzmy, że zapomnimy o byciu funkcjonariuszkami na jeden dzień, porwiemy Cię, poślemy do kliniki w której nie naruszając świadomości, tak Cię przestawią, że zamiast whisky zakochasz się w herbacie, tak też widzę Twój socjal, zapragniesz nowej rodziny, a Twoim nowym zajęciem zostanie oglądanie antycznych klasyków pokroju “Dziewczyn z drużyny”, wiesz jak się wtedy zakończy ta bajka? -pytam.
-Nie, nie, nie, nie chcę nic już wiedzieć! -krztusi mężczyzna, teraz już śmiertelnie przerażony.
-Żył długo i szczęśliwie mój drogi, długo i szczęśliwie..
Poduszka powietrzna wypala mi prosto w twarz. Czuję jak grawitacja zmienia swoje wektory, a w uszach pisk. Czas leci, a kiedy otwieram ponownie oczy, widzę nad sobą twarz Niny, wyciągającej mnie z auta. Krew cieknie jej po twarzy, kapiąc mi na usta.
-Sobaka, ale burdel Stazja. -mówi z trudem. -Nic Ci nie jest?
-Chyba… Chyba nie. Co się stało?
-Przypieprzyła w nas autonomiczna ciężarówka. Zadymiarze nawet nie zdążyli wstać.
-Suka.
-Coś jest na rzeczy, automatom na kółkach odwala w całym mieście. Centrala dzwoni po wszystkich jednostkach. Musimy jechać.
Rozglądam się dokoła, śmierć i pożoga nie wymagają komentarza. Słyszę dźwięk syren nadlatujących automatów. Parę metrów dalej, leży pomięta przez metal marynara. Podchodzę do niej chwiejnym krokiem, podczas, gdy czarnowłosa załatwia hulajnogi elektryczne.
-mhrwhkhhhh… -mężczyzna łapie mnie za rękę próbując coś powiedzieć. Nieskutecznie, krew zalewa mu usta. Patrzę po raz ostatni w jego oczy, nie są już puste, odbijają strach. Czy cokolwiek z naszych słów go przekonało, zakiełkowały wątpliwości? Nie wiem.
-Oho! Wielka Stazja Niepokalana ma serce i miewa wyrzuty? -pyta kpiąco Nina, podając hulanogę.
Myślę jeszcze ułamek sekundy, po czym pytam:
-A ty jakiej byś chciała wieczności kochana?
Puszcza mi oko.
-Więcej patrolów z Tobą i zdecydowanie mniej zdziczałych automatów. A ty?
Wsiadamy na hulajnogi, ruszając najkrótszą drogą w kierunku centrali.
-Wygodnej moja droga, wygodnej. -kończę rozmasowując sobie obolały tyłek.
Comments